kamyki

tallulah westchnęła.
- ja bym nie mogla tak. ale ciesze sie, ze nie jestes hetero, inaczej nie mialabym przyjaciela, nie uwazasz? - wstała i nalała do pustych już kieliszków szampana.
- pragnę wznieść toast za najlepszego przyjaciela na ziemi, charliego - powiedziała wyciągając napój w górę.

również wzniósł kieliszek w górę.
- oraz za najpiękniejszą, najwspanialszą przyjaciółkę, która zgadza się udawać przed moją matką moją dziewczynę.
stukneli sie kieliszkami i wypili cala zawartosc.
- idziesz na imprezę Georgiany? - zapytał opierając głowę o sofę.

zaśmiała się.
- oczywiscie ze tak, gluptasku.
wyciagnela telefon i sprawdzila swoj kalendarz.
- jezeli mowimy juz o imprezie, to pozwolisz ze zaproponuje wspolne zakupy? jutro mam wolny czas, a i tak bede kupowala sukienke juz na ostatnia chwile.

charlie zrobil obrazona mine.
- czy ty wlasnie chcialas mnie umiescic w kalendarzu? wstydz sie, panno tallulah.
po chwili jednak usmiechnal sie.
- ale z checia pojde z toba na zakupy, musze sobie kupic jakies nowe spodnie. swoja droga, to kto ma tam być na imprezie z chłopców? - zrobił figlarną minę.

- hm... duzo osob na pewno bedzie. w koncu jest weekend a watpie zeby ktos chcial siedziec w domu przez ten caly czas kiedy inni swietnie sie bawia.
spojrzala na zegarek i zrobila przerazona mine.
- o moj boze, przepraszam cie charlie ale mam wizyte u fryzjera za 10 minut, musze leciec - powiedziala.
chwycila swoja torebke, ucalowala chlopaka i wyleciala z klubu jak na skrzydlach